
Zacznijmy od tego ostatniego. Złoty medalista igrzysk w Londynie (2012) ma już na koncie 12 zwycięstw, wszystkie przez nokaut. 25-letni Anglik mierzy 198 cm wzrostu, ma sylwetkę modelowego atlety i coraz większe umiejętności bokserskie. Komentowałem jego walki w turnieju olimpijskim i mogę powiedzieć z czystym sumieniem, że zrobił wielkie postępy. Czy na tyle wielkie, by odprawić przed czasem również Kevina Johnsona? 35-letni pięściarz z New Jersey (teraz mieszka w Atlancie), to nie tylko mistrz śmieciowego gadania, ale teżringowy cwaniak, którego nie powalił na deski sam Witalij Kliczko. Tyle, że walka ze starszym Kliczką miała miejsce sześć lat temu. Dziś Johnson jest już wolniejszy, ma gorszy refleks, a za sobą coraz słabsze występy.
W pojedynku z Joshuą nie podejmie ryzyka, zrobi wszystko, by wytrzymać dziesięć rund, ale coś mi się zdaje, że nie da rady. Anglik jak nikt inny w tej kategorii potrafi bić seriami i skutecznie „otwierać” rywali. Myślę, że Johnson nie wytrzyma nawałnicy uderzeń, która na niego spadnie i po raz pierwszy w karierze przegra przed czasem.
A Joshua na prawdziwy test będzie musiał jeszcze trochę poczekać. Moim zdaniem to murowany kandydat na mistrza przyszłości, ale nie brakuje głosów, że jest przeceniany i wcześniej czy później potknie się na drodze do korony. Sprawa dyskusyjna, pożyjemy zobaczymy, ale raz jeszcze powtórzę: nikogo młodego i równie zdolnego w tej kategorii nie widzę. Do tego o takich warunkach fizycznych, takiej motoryce i dynamice uderzeń.
Z walk o mistrzostwo świata do których dojdzie w najbliższą sobotę w 02 Arena najmniej wątpliwości widzę w starciu dwóch Anglików, Kell Brooka z Frankie Gavinem. Ten pierwszy, mistrz IBF w wadze półśredniej jest zdecydowanym faworytem. Jego wygrane z Shawnem Porterem, któremu odebrał mistrzowski pas na jego terenie, a ostatnio z Yonutem Dan Ionem, Kanadyjczykiem rumuńskiego pochodzenia mówią same za siebie. W starciu z Porterem stawiano przecież na Amerykanina, który u siebie bronił tytułu, ale Brook się nie przestraszył. A ostatniego rywala po prostu zdeklasował i to w szybkim tempie. Frankie Gavin, mistrz świata amatorów z 2007 roku w wadze lekkiej będzie mu zapewne w pierwszej fazie pojedynku próbował utrudniać życie, ale stawiam, że Brook wcześniej czy później go dopadnie i zmusi do poddania.
Całość tekstu na PolsatSport.pl
Źródło: Polsat Sport/Janusz Pindera